Przygodka



(Spisane w Trabzonie; 24-ego czerwca)

Czas oczekiwania na wize iranska w konsulacie w Tibilisi wynosi tylko cztery miesiace, czyli mniej wiecej tyle zebym zdazyl dojechac do Singapuru na swieta. 

Na odrecznie narysowanej mapie przedmiesc Tibilisi umiescilem glowne punkty orientacyjne, ale raczej nie w skali, wiec w trzy godziny po spotkaniu z konsulem Iranu i podrozy autobusem, caly czas szedlem  kierunku polnocnym. Brak chodnika przy trzypasmowej wylotowce utrudnial podroz nie mniej niz ciagle padajacy deszcz, wiec mimo najszczerszych checi podrozy autostopem, nie moglem odrzucic oferty kierowcy marszrutki. 

Uswiadomiwszy sobie, ze nie do konca wiem gdzie jade, zaczalem odczuwac to uczucie, ktore ciagnie w nieznane. Nie rozumialem co mowia do mnie ludzie, nie wiedzialem gdzie bede spal tamtej nocy, czy bede spal w ogole, w koncu ile razy, na autostradzie do Gali, zobacze pedzone bydlo.Zostalem obudzony na obwodnicy Gali, wiec pokornie wysiadlem na austostradzie i poczlapalem w kierunku zjadu na polnoc. Kiedy, ktorys z kolei, kierowca marszrutki zdecydowal sie mnie zabrac w strone Tskhinvali uznalem to za dobry omen, bo kazdy poprzedni albo pukal sie w czolo, albo odjezdzal zniesmaczony. Gdyby na drodze byl porzadny asfalt odjezdzaliby z piskiem opon. Poniewaz droga byla slabej jakosci odjezdzal z tumanami kurzu. 

Juz wczesniej zauwazylem, ze to nie moja dobra znajomosc rosyjskiego, bo ta jest zadna, ale sam dzwiek jezyka rosyjskiego dziala tak na system nerwowy Gruzinow, ze uslyszawszy go na poczatku rozmowy, przestaja myslec racjonalnie. Po okolo pietnastu minutach podrozy atmosfera w pojezdzie wyraznie zaczela gestniec. Najpierw ustaly smiechy, potem kobiety zamilkly, a dzieci spuscily wzrok. Mezczyzni zaczeli coraz glosniej argumentowac, gestykulowac coraz zywiolowiej, a na czolach pojawily sie nowe zmarszczki. W koncu nastapilo przesilenie. Kierowca zatrzymal pojazd w polu, wysiadl i nie spuszczajac ze mnie wzroku otworzyl boczne drzwi. Zaczelo sie przesluchanie. Prowodyrem nerwowosci na pokladzie, zdawal sie byc pasazer na przednim siedzeniu, wiec to do niego kierowalem zapewnienia, ze jestem najprawdziwszym Polakiem z Polski. Konsultujac sie najwyrazniej z kims przez telefon, doszedl do wniosku, ze pozwoli mi jechac dalej. Po paru kilometrach przygoda z wjazdem do Osetii zakonczyla sie na blokadzie policji.

Poproszony grzecznie przez karabin wycelowany w moim kierunku wyszedlem i poczlapalem za jegomosciem, ktory wydawal sie byc najwazniejszy. Nadszedl czas przedstawienia. Gruzinska policja wlasciwie nie ma powodu zatrzymywac turystow udajacych sie do Osetii. No moze poza jednym – uwazajac Osetie za swoja, mimo, ze zbuntowana prowincje, przyjmuja niejako na siebie odpowiedzialosc za losy takiego szalenca. A jak tu za cos realnie odpowiadac, jesli nie ma sie nad tym zadnej kontroli? Gdyby nie, jak sie pozniej okazalo, policjant z przedniego siedzenia, moglbym wjechac bo kontrole byly wyrywkowe. A tak uruchomilem machine oficjalno-urzednicza, ktora rzadzi sie swoimi prawami.
Najpierw zazadano ode mnie wytlumaczen – skad, dokad, po co, jak, kto zacz i tak w kolko. A, ze mundurowi na calym swiecie przesluchuja wedlug jednego schematu, jakby czytali ten sam podrecznik, spokojnie i pelen pokory udzielalem tych samych, ale nie takich samych odpowiedzi. Napiecie trwalo trwalo okolo pietnastu minut, bo zaczynajac krecic diabolo juz wiedzialem, ze mnie puszcza. Ale raz rozpoczety taniec biurokratyczny trzeba zakonczyc przepisowo. 

Najwiecej pytan wzbudzila odrecznie narysowana mapa drogi z Gori do Oni przez Tskhinvali. Na nic zdaly sie moje wytlumaczenia – taka sztabowke musial zobaczyc ktos z wieksza iloscia gwiazdek na epoletach. Po pietnastu minutach przyjechal rubaszny dowodca, z dwoma asystentami. Na jego widok, jak i na widok kazdego czlekoksztaltnego, grzecznie wstawalem i klaniajac sie, witalem. Dowodca zadal zestaw standardowych pytan z rodzialy przeluchanie wstepne podejrzanego, a przegladajac notatnik wypytal o wiekszosc tam narysowanych map. A tam z lepszych kaskow mam jeszcze plan jak trafic w Kaichung (Tajwan) trafic ze stacji do centrum gdzie pisalem test jezykowy, mape wiatrow Tajwanu, czy gdzie o trzeciej nad ranem kupic jakies jadlo w Kainan, tez na Tajwanie. Poniewaz przesluchanie najwyrazniej nie przebiegalo planowo, dowodca postanowil wezwac posilki w postaci kogos kto mowi w jezyku dla mnie zrozumialym. 

Przesluchanie przez telefon traci duzo, ze swojej dramatycznosci, ale ten przeciwnik okazal sie byc ode mnie znacznie lepszy. Poniewaz jedyna wioska po Tskhinvali, jaka potrafilem wymienic z pamieci, byla Oni Archi stwierdzil, ze problem rozwiazal sie sam – Oni lezy po stronie gruzinskiej i moge tam dojechac nie wjezdzajac do Osetii. Pare minut pozniej najmlodszy czlonek blokady, mowiacy troche po angielsku, wreczyl mi dwa gotowane jajka i dumnie powiedzial – tomato. Marna satysfakcja z mojej przegranej byloby uswiadomienie mu bledu, bo najwyrazniej gest ten nie tylko pokazal dowodcy, ze ma w swojej ekipie poliglote, ale dal im wystkim wreszcie szanse na okazanie gruzinskiej goscinnosci, ktora musiala na chwile ustapic miejsca machinie urzedniczej. 

Stepiono juz wiele olowkow opisujac te goscinnosc, wiec ja ogranicze sie do uwagi, ze gest wreczenia (i przyjecia) tych dwoch jajek wydawal sie wazniejszy, niz powod dla ktorego znalezlismy sie w tej niekonfortowej sytuacji. Bo chyba nikt, poza samymi gruzinami, nie oczekuje od nich okazywania goscinnosci, jesli gosc pcha sie gdzie nie powinien. 

W miedzyczasie przyjechal Archi, ktorego praca polega na zajmowaniu sue takimi polglowkami jak ja. I najwyrazniej zawsze przypada mu rola dobrego policjanta. Ale na tym nie koniec przygodki. Gliniarz z marszrutki, dowodca i jego aystenci odjechali, zyczac mi powodzenia w szukaniu zony i tym samym zostawili nie lada problem szefowi blokady, ktorego autorytet znaczaco ucierpial w wyniku calej sytuacji. Wiec trzymal on moj notatnik i paszport, wierzac zapewne, ze uplywajacy czas pomoze mu odzyskac utracony autorytet. Furkal i prychal biedak, ale z napiecia pierwszych paru minut naszego spotkania pozostalo tylko wspomnienie i skorupka jednego zjedzonego jajka. Moglbym tak tam siedziec do czasu, az rosyjscy mirowcy, wyznaczajac granice Osetii,  odgrodza siatka jeszcze pol Gruzji, ale ze robilo sie pozno postanowilem napompowac ego szefa blokady. 

W struchlalej pozycji, dobrze przygarbiony, spytalem czy teraz pojde do wiezienia. Odzyskawszy, przynajmniej pozornie, sytuacje nad moim losem, szef blokady nie byl w stanie ukryc zadowolenia. Pofukal na mnie jeszcze troszeczke, pogrozil palcem, zeby wreszcie przytulic i zyczac znalezienia zony oddelegowal mnie pod eskorta Archiego do Gori. Mialem jechac tam bezposrednio, bez mozliwosci zatrzymania sie, czy zmiany trasy, ale Archi z kolega mieli inne plany. Zanim zobaczylem Gori zostalem przez nich zaproszony na dwa piwa i wyzerke. Ze lzami w oczach sluchali jak blyszcze wiedza o Chavchavadz i Rustavelim, wspolczujac mi szczerze, jak prawie kazdy Gruzin, z ktorym poruszy sie tamat polityki, czyli doslownie z kazdym, ze „Ruskie Kaczynski ubili”. Na potrzeby dyskusji odpowiadam, ze ubili, bo ani zdolnosci jezykowych by mi nie starczylo zeby wytlumaczyc to co bym chcial, ani Gruzina w takiej sprawie nikt nie przekona. W razie watpliwosci wystarczyloby przywolac przyklad Osetii. 

Po wszystkim zostala jeszcze kwesja dozoru policyjnego, ktory mial zostac nademna rozciagniety, przynajmniej do czasu opuszczenia Gali. Panowie najwyrazniej, mogli mnie pusic, ale mieli upewnic sie, ze w kazdej chwili policja bedzie mogla mnie zlokalizowac. Poniewaz nie posiadam numeru telefonu, nastapil pat. Po trzech godzinach z okladem nie mialem juz ochoty na ceregiele biurokratyczne wiec rozochocony piwem, po prostu wysmialem pomysl, ze jesli wladza bedzie chciala mnie znalezc w Gali, bedzie miala z tym jakikolwiek problem. Niewatpliwie byla to bezczelnosc z mojej strony, ale jednoczenie sprytnie przemycony komplement dla kompetencji miejscowej policji. 

Okolo dziewietnastej bylem wolny, ale plan noclegu w Osetii albo w areszcie wzial w leb. W Gori tez, z budzetem piec dolarow za noc, nie moglem liczyc na zaden nocleg, wiec postanowilem, ze skorow w zeszycie ciagle mam wize do Abchazji, a zeszyt zostal szczegolowy sprawdzony (przeciez by jej nie przegapili), to oznacza to nic innego jak blogoslawientwo urzednika gruzinskiego dla moich planow. Postanowilem niezwlocznie udac sie na kolejna granice. Kupujac bilet kolejowy okazalo sie, ze cennik kolei gruzinskich jest tak zrozumialy i logiczny jak swiateczny rozklad kolei polskich, wiec za kuszetke do Zugdidi zaplacilem 11 lari, mimo, ze do Kutaisi, ktore jest mniej wiecej w polowie drogi, bilet kosztowal 9 lari, a grupa niewydarzoncyh Polakow za miejsca siedzace zaplacila 14 lari. A moze fakt, ze jedna z nich plynnie mowila po rosyjsku zadzialal na kasowa alergicznie. 

Do odjazdu nocnego pociagu mialem jeszcze pare godzin wiec udalem sie obejrzec Gori. Na mnie miasto robi wrazenie ciut rozrosnietej wsi przy drodze krajowej. Za muzeum Stalina i tak bym nie zaplacil, chociaz wierze, ze Archi dotrzymalby slowa i wpuscilby mnie tam za darmo. Z ciekawszych miejsc moge polecic pare uliczek miedzy Bulwarem Stalina i dworcem autobusowym, ktore maja o dziwo klimat srodziemnomorski, i mini Reichstag, ktory pelni funkcje siedziby miejscowych wladz.
Wluchujac sie w stukot kol pociagu i duszac pijackim smrodem wspolpasazera zasypialem zastanawiajac sie co jest takiego, ze na sama mysl o podrozy moje serce zaczyna bic szybciej.          




1 komentarz:

  1. ubawilam sie setnie! rewelacyjnie sie ciebie czyta a "ruskie kaczynski ubili" jest haslem weekendu
    czekam na wiecej i wiecej
    sciskam
    lu

    OdpowiedzUsuń